sobota, 15 października 2016

Walka trwa. Nigdy się nie skończy. Waga się ładnie utrzymuje na poziomie 63-65 od lutego, czyli już dość długo. Rozprawiłam się z zaparciami, aczkolwiek ich skutki będę leczyć jeszcze długo. Odstawiłam chrupkie pieczywo, przeszłam na razowe. Kromka do śniadania i kromka do kolacji. Czasem obejdzie się bez. Jem wszystko, tylko ilość jak kilkumiesięczne niemowlę. I starcza. Nie umieram z głodu, nie jest mi słabo. Żyję, pracuję, ogarniam dom, zakupy itp. normalnie.
Włosy, które poleciały na pewnym etapie hurtem, teraz ładnie odrastają. Nawet postanowiłam je trochę zapuścić, aby otrzymać fryzurkę typu "bob", na którą wcześniej nie mogłam sobie pozwolić, bo jednak zaokrągla twarz, a moja była jak przeżarty księżyc w pełni. Nabyłam takiej odwagi w ubiorze, że nawet zdarza mi się wyjść w kiecce przed kolano. Choć nogi mam koszmarne - koślawe, zdeformowane. Kit z tym. Jak komuś przeszkadza, niech się nie gapi ;)
I tak sobie żyję, dzień za dniem, tydzień za tygodniem. A jednak za każdym razem gdy staję przed lustrem, nie mogę się nadziwić, że to ja. I choć nie znajduje to odbicia w relacjach damsko-męskich, to postrzegam siebie, jako całkiem ładną osobę. Może kiedyś... ale w to zupełnie nie wierzę. Musi mi starczyć to, co mam. A mam baaardzoo dużo :)

sobota, 27 sierpnia 2016

No i takie buty. Znalazłam przyczynę moich zaparć. Chrupkie pieczywo. Od wtorku go nie jem i problem prawie zniknął. Ale jak jem zwykły (tzn. pełnoziarnisty), to mimo że są to tylko dwie małe kromeczki dziennie, to zaczęłam przybierać na wadze, a brzuch zaczął bardzo odstawać. Posiłki bez jakiegokolwiek pieczywa są dla mnie nie do przejścia.

piątek, 12 sierpnia 2016

Dwie małe, cudowne tableteczki i dwa kilo zostało w toalecie :-D
A waga pokazała najniższe wskazanie jak do tej pory - 62,9 kg :O
Wydaje mi się, że dużo jem? Czy po prostu lepiej trawię? Hmm...

niedziela, 7 sierpnia 2016

Przytyłam 2 kg. Wpadam w panikę! Nie mogę się opanować. Cały czas bym jadła. Co się kurde dzieje?  :-( Mam jakieś głupie skoki cukru. Są momenty, że robi mi się słabo, świat się kręci, mięśnie drżą. Nie podoba mi się to.

czwartek, 21 lipca 2016

Coraz bardziej mi ta skóra przeszkadza. Najbardziej na tyłku i udach. Okropnie to wygląda. Na basenie czy plaży czuję się mega niekomfortowo. Ale plastyki się boję jak cholera.

wtorek, 19 lipca 2016

Takie mnie przemyślenia naszły, po obejrzeniu kolejnego odcinka "Kilogramy zbędnej skóry". Gdyby mi tak wycięli to z brzucha, to z dupy i to z ud, to pewnie bym ważyła poniżej 60 kg.
A drugie - patrzę na laskę po tych operacjach, no szczupła jest, na pewno szczuplejsza niż ja, a wtedy mówi z dumą, że waży dajmy na to 74 kg. I wtedy zaczynam się zastanawiać - co ze mną jest nie tak? Ważę 63, ale w moim odczuciu jestem od tej dziewczyny dużo grubsza. Grubas siedzi w mojej głowie. Muszę go jakoś wyrzucić...

sobota, 25 czerwca 2016

Wczorajszy, intensywny dzień zakończony godzinką na basenie zaowocował najniższym wskazaniem wagi: 63,4 kg. Na prawdę strasznie fajnie się ze sobą czuję. Lubię oglądać się w lustrze, nawet zdjęcia lubię sobie robić (choć zawsze wychodzę jak podpity debil :-D ).
W zasadzie teraz wyglądam tak, jak zawsze się czułam w środku :-)
Jednak czegoś w życiu mi brakuje...Zawsze myślałam "jakbym była szczupła to bym była szczęśliwa" - no i dupa. Nie jestem. Chyba mam po prostu depresyjną osobowość.

niedziela, 29 maja 2016

Psychika płata mi figle. Oglądam zdjęcia kobiet, które również pokonały otyłość, i które ważą tyle co ja i kurde... one wyglądają jak super laski, zgrabne nogi, krótkie spódniczki. A ja? Ja mam nogi na X, z mega zniekształconymi kolanami. W życiu nie założę spódnicy czy sukienki krótszej niż do kostek. I łapię przez to koszmarne doły. Już nie wspomnę o życiu osobistym...

poniedziałek, 23 maja 2016

13 miesięcy po operacji. - 60 kg. Było nawet - 61, ale jeden kg odrobiłam, z czego się cieszę, bo już chudnąć nie chcę. Te 64-65 kg jest naprawdę bardzo zadowalającą wagą. Mam w sobie dużo strachu przed powrotem do przeszłości. Codziennie staję rano na wadze, żeby nie stracić kontroli.
Nigdy co prawda nie wyskoczę w mini, ale długie spódnice, na szczupłej talii wyglądają równie ładnie. Staram się znaleźć jakiś swój styl, co nie jest proste. Przeszedł mi już etap - biorę, bo pasuje. Uwielbiam teraz wchodzić w sklepach na działy odzieżowe i oglądać ciuchy, tylko po to, żeby stwierdzić, że to mi się podoba, a tamto nie. Wcześniej wchodziłam i rozpatrywałam asortyment tylko na zasadzie - wejdzie, czy nie wjedzie. Wszystko jedno było, jaki miało to coś kolor, fason, styl. Weszło to brałam. Teraz wejdzie wszystko :)
Odkrywam w sobie kobietę. Trochę późnawo... Ale zawsze lepiej późno niż wcale ;)

środa, 23 marca 2016

Za moment minie 11 m-cy. Weszłam chyba w etap stabilizacji. Co prawda jeszcze 2 kg spadły, ale to już w sumie nic. Rozpoczynam chyba najtrudniejszą walkę o utrzymanie takiej wagi przez długie, długie lata. Wiem, że może być trudno. Wiem, że mogą być schody, doły i góry. Ale wierzę, że dam radę. Mam wsparcie nie tylko rodziny, ale i grupy cudownych ludzi poznanych w necie.
Zmieniłam się bardzo przez ten rok. Dwa razy zmieniłam pracę praktycznie z dnia na dzień. Zrobiłam kurs psychodietetyka. Staram się zwalczyć moje wewnętrzne kompleksy. Bardziej optymistycznie patrzę na życie. Jakby nie patrzeć otrzymałam wielką szansę. Nie sądziłam, że dożyję takiego momentu, że będę się dobrze czuła w swoim ciele, że będę lubiła swoje odbicie w lustrze :-)

środa, 10 lutego 2016

piątek, 1 stycznia 2016

W Nowy Rok weszłam z wagą 73,3 kg. Cały czas nie mogę w to uwierzyć. To jest jak bajka, jak piękny sen, z którego nie chcę się obudzić. Nie ważyłam tyle nigdy w swoim dorosłym życiu. Jest mi teraz ze sobą dobrze. Jasne - jest jeszcze wiele mankamentów, ale to nic :-)